Od Soleil CD. Xerena
Most Zmierzchu... "Ładny". "Nie jest zwykły". Te określenia nie mogły oddać aury bijącej od wiekowej konstrukcji. Było w niej coś pięknego, dodatkowo czułam od niej powiew tajemnicy. Szczypta magii też nie była tam obca... I pomyśleć, że z wyglądu to zwykły, stary, kamienny most! A, i jeszcze to jego położenie w sercu lasu - o ile nikt nie ma ochoty posiedzieć i pomyśleć - prawdopodobnie nie spotka się tam nikogo. Mogłabym wziąć tam płótno i farby...
- Soleil? - wyrwał mnie z zamyślenia Xeren. Staliśmy pod jakąś jaskinią. Z tego, co pamiętałam, była niezamieszkana i znajdowała się jakieś piętnaście minut spokojnego truchtu od mojego mieszkania.
- Tak? Wybacz mi, zamyśliłam się - odpowiedziałam, posyłając towarzyszowi przepraszający uśmiech.
- W porządku. Chciałem tylko wiedzieć... czy pokażesz mi jutro pozostałe tereny?
- Uh... em... mogę. Chyba nie jestem jutro niczym zajęta... - stwierdziłam nieco niepewnie. - Jeśli ci to pasuje to... spotkajmy się tutaj jutro... trzy godziny po świcie?
- Jasne - odpowiedział Xeren z uśmiechem. - To do zobaczenia jutro, Soleil!
- Tak, tak, do zobaczenia - wymruczałam bardziej do siebie niż do niego. Odwróciłam się i zaczęłam odchodzić, kierując się ku Plaży Marzeń. Cieszyłam się, że w domu czeka na mnie odpoczynek. Tak bardzo się zmęczyłam... Psychicznie, oczywiście.
>>> <<<
Większość nocy spędziłam nad morzem, czerpiąc energię z samotności. Przysłuchiwałam się szumowi fal, obserwowałam gwiazdy i rysowałam w szkicowniku. Dopiero, gdy zaczęło się przejaśniać, wróciłam do nory i zdrzemnęłam się na dwie godziny - w związku z moją mocą, więcej snu nie było mi potrzebne. Rankiem, wypoczęta, wyruszyłam na spotkanie z Xerenem, postanawiając po drodze coś zjeść. Szczęście mi sprzyjało - udało mi się złapać zająca. Zabiłam go szybko, nie chcąc sprawiać mu dodatkowego bólu. Spałaszowałam większość zwierzątka dość szybko, a resztki, na które nie miałam już ochoty, przesunęłam pod krzak i częściowo zakopałam w ziemi. Potem byłam już gotowa na całodzienną wędrówkę po terenach watahy.
>>> <<<
- Co dzisiaj zobaczymy? - zapytał Xeren, gdy po przywitaniu ruszyliśmy na dalszą część wycieczki krajoznawczej.
- Najpierw Plaża Marzeń, potem Błękitny Wodospad. Łąka Piękna, szpital, a po zmroku Plaża Gwiazd. Jeśli wyrobimy się w czasie, zajrzymy też do jednego z ogrodów.
- W takim razie nie czekajmy - stwierdził mój towarzysz, a w jego głosie wyczułam nutkę ekscytacji. Ruszyliśmy spokojny truchtem przed siebie, ja nieco z przodu, prowadząc rdzawego basiora tą samą drogą, którą wracałam wczoraj wieczorem. Ominęliśmy jednak moje nadmorskie mieszkanie, skręcając na plażę kilkaset metrów wcześniej.
- Ładne miejsce - powiedział Xeren, gdy stanęliśmy na niskiej wydmie. Mieliśmy stąd doskonały widok na pas plaży i błękitne morze. Wiał przyjemny, niezbyt silny wiatr, który plątał nasze futra i marszczył powierzchnię wody. W powietrzu czuć było zapach soli, jeszcze silniejszy niż w moim mieszkaniu. Piasek pod łapami był przyjemnie ciepły, a niebo niemalże bezchmurne.
- Nie mówiłam już czasem, że wszystkie tereny watahy są piękne? - zapytałam.
- Może... - odpowiedział mój towarzysz, zamyślony.
- Ścigajmy się - zaproponowałam. Miałam ochotę spłatać nowemu znajomemu mały psikus. - Do tamtych skał. - Wskazałam łapą miejsce oddalone o kilka ładnych kilometrów. Xeren tylko roześmiał się i nie czekając na mnie, pobiegł przed siebie. Ruszyłam jego śladem. Basior utrzymywał dość spokojne tempo, zapewne biorąc pod uwagę dość duży dystans do przebycia. Ja jednak nie musiałam się tak oszczędzać, korzystając z mojej mocy - mogłam rozwinąć pełną prędkość i utrzymywać ją przez dłuższy czas. Xeren pewnie myślał, że robię niewłaściwie i że szybko się zmęczę, ale jeśli tak, to oczywiście nie miał racji.
W pewnym momencie poczułam w swojej głowie czyjąś obecność. Zwolniłam i skupiłam się na wypchnięciu tego kogoś z mojej głowy. Nigdy nie pomyślałabym, że lata mojej niewoli na coś się przydadzą... a jednak. Przynajmniej potrafiłam uchronić się przed czytaniem w myślach i atakami mentalnymi. Chociaż... pozbywając się ktosia, najpewniej Xerena, z myśli, zwolniłam do truchtu, przez co mój przeciwnik w wyścigu mógł nieco zmniejszyć odległość między nami. Cóż, nawet jeśli nic nie wyczytał mi w myślach, to przynajmniej zwiększył swoje szanse wygrania w wyścigu.
>>> <<<
Po Xerenie było widać oznaki zmęczenia, kiedy dobiegał do mety. Czekałam na niego... chyba trzy minuty. Gdy rdzawy basior w końcu zbliżył się do mnie, uśmiechnęłam się nieco.
- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał, dysząc lekko.
- Taka magia - odrzekłam, w sumie zgodnie z prawdą. - Dlaczego próbowałeś czytać mi w myślach?
<Xeren?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz