Strony

niedziela, 23 lipca 2017

Od Omegi

Mrok zastępował powoli jasność. Było cicho i spokojnie, bowiem większość zwierząt zniknęła już w legowiskach, szykując się do przespania nocy. 
   Co chwilę potykałam się o jakieś kamienie, czy może gałęzie, robiąc przy tym trochę hałasu. Utykałam. I to dość widocznie. 
Dziwiłam się, że jeszcze nic mnie nie zaatakowało. Żadnych krwiopijczych owadów, szkieletów ani strzelających z dziobów strumieniami wody ptaków?  
***
Do mych nozdrzy docierał przytłumiony zapach wilków. Nie wiedziałam, czego się spodziewać;  ale było mi to już obojętne. Jakby nawet nie zaatakowali, dorwałoby mnie co innego, albo bym się wykrwawiła. 
Wlokłam się półprzytomna przez las, ciągnąc za sobą zranioną łapę, a w myślach przeklinając na tą pumę. 
Zapach był wyraźniejszy, choć wciąż tłumiony przez słabość mojego organizmu.  Fakt faktem, że byłam medykiem, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć odpowiednich zamienników lekarstw czy liści przypominających bandaże. 
Coś zaszeleściło w krzakach. Zastrzygłam uszami. Wyleciał z nich rozjuszony dzik. Podkuliłam ogon, gdy skierował swój tor biegu na mnie. Ryknął, na nutę wściekłego lamentu. 
Rzuciłam się do ucieczki, jednak deszcz kopyt dopadł moje ciało w mniej niż minutę. 
Splunęłam krwią w trawę. Dziki zwierz widocznie uznał, że odeszłam z tego świata, bo nigdzie go nie widziałam. 
Uparcie dźwignęłam się na proste łapy i brnęłam dalej. Światło wstającego słońca bardzo raziło. Wtem, spotkałam kogoś. Był to basior. Siedział samotnie na dużej skale. 
– Cześć! –uśmiechnęłam się przyjaźnie do napotkanego wilka, zadzierając głowę do góry, by móc patrzeć na jego reakcję. Chwiałam się, co utrudniało mi nawet próby  dostrzeżenia szczegółów jego wyglądu. Ale zapach i tak zdradzał, jakiej płci był ten osobnik. – Macie tu jakiegoś medyka czy kogoś takiego? 
Kolejna fala bólu przeleciała przez me ciało, a przed oczami zatańczyły mroczki.  

< Jakiś basior? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz