Był wieczór, kiedy się obudziłam. Początkowo byłam przerażona; tak długo spałam po tym zielsku? Potem jednak dostrzegłam obok mnie przyjaciela, przez co trochę się uspokoiłam. Wyglądał na spiętego.
– Coś się działo? – wypaliłam ni stąd ni zowąd.
– Nie, nic. – mruknął. "Kłamiesz" - warknęłam w myślach, ale nic nie zdążyłam powiedzieć, bo zachęcił mnie, bym za nim poszła. Tak właśnie właśnie wylądowaliśmy nad jeziorem w czasie zachodu słońca.
Zauroczona wpatrywałam się w złotą kulę, znikającą za szarymi chmurami, które zakrywały horyzont. Czasami nawet zapominałam oddychać.
Powoli jednak niebo traciło ciepłe barwy i zmieniało się na lukrecjowy, aksamitny materiał obsypany srebrnym brokatem oraz dużą, białą broszką w kształcie koła.
Zerknęłam na towarzysza, który był z każdą sekundą coraz bliżej.
– Proszę, to dla Ciebie. –powiedział, wyjmując bukiet kwiatów.
– Dziękuję... – szepnęłam, grzywką zasłaniając rumieńce. Spuściłam wzrok na wodę.
– Omego... Ja... – zaczął się jąkać. Spojrzałam na niego pytająco – Ja cię kocham, kocham nad życie, czy chcesz ze mną chodzić? – wypalił na jednym wdechu.
Po wypowiedzeniu tych słów głośno wypuścił powietrze. Patrzyłam na niego w bezruchu. C-Co? Co on po-powiedział?
Ja... Do tej pory traktowałam go jak... Przyjaciela, nie dopuszczałam do siebie, że może... Co teraz? Może z czasem się przekonam?
Jednak... Czy jestem gotowa po stracie... Swoich d z i e c i?
– Galax... – zaczęłam powoli. – Nie jestem pewna, czy to nie za szybko... Ale... Um... Zgadzam się. – wydukałam powoli. Nie wiem... Może rzeczywiście coś do niego czuję, ale to odpycham. Może.
< Galax? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz