- To bardzo ciekawa i smutna zarazem historia - odparłem.
- To prawda - zgodziła się ze mną wadera.
- Chociaż zaskoczył mnie fakt, że ktokolwiek tam był - dodałem po chwili.
- No to dość interesujące, bo wcześniej o tym nie słyszałam - powiedziała po zastanowieniu.
- Swoją drogą sporo tutaj tych książek - rzuciłem, rozglądając się po półkach.
- Hah, to jest największy zbiór ksiąg w okolicy, w zasadzie to chyba nawet jedyny - podsumowała z uśmiechem wadera.
- W sumie... Może pójdziemy się przejść? - zaproponowałem.
- To nie taki głupi pomysł - zgodziła się ze mną.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak się zdarzyło ,że ruszyliśmy do lasu fioletu. Powoli się ściemniało co dodawało tylko klimatu. Luna jak zawsze wyglądała pięknie, jeszcze blask księżyca, który odbijał się od jej lśniącego futra, nie jeden się za nią ogląda - pomyślałem. Szliśmy przez jakiś czas w ciszy, podziwiając widoki, ale jak wiadomo cały czas tak iść nie można więc zacząłem rozmowę:
- Chyba nie za często tutaj bywasz - rzuciłem.
- Owszem, wcześniej nie było jakoś okazji... - odparła lekko posmutniając.
- Myślę ,że teraz będzie dużo okazji, żebyśmy mogli wychodzić... razem - uśmiechnąłem się szarmancko do wadery.
- Mam nadzieję - odparła rumieniąc się. Było to przeurocze.
- Tak w ogóle to pierwszy raz w życiu widzę fioletowy las - rzekłem po zastanowieniu.
- Hah, naprawdę? W sumie nigdy nad tym nie myślałam... - zastanowiła się. - Ale możesz mieć rację raczej nie codziennie widzi się takie rzeczy - dodała.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę ,że jesteśmy razem i ,że odwzajemniasz moje uczucia - rzuciłem nagle zmieniając całkowicie temat.
- Ja też się cieszę - zatrzymała się wadera i podeszła bliżej mnie.
- Kocham Cię - odparłem i pocałowałem ją, przy okazji tuląc ją do siebie.
I wtedy nagle za jednego z drzew wyskoczył jakiś wilk...
Zatrzymał się przed nami zdyszany. Patrzyliśmy na niego jak wryci, tym bardziej ,że to jednak tereny watahy, a on nie był jednym z jej członków. Już miałem coś powiedzieć, ale wtedy...
- Uciekajcie! - krzyknął zdyszany przerywając mi.
- On za chwilę tu będzie! - dopowiedział i tak jak szybko się pojawił zaczął uciekać.
- Ale kto? - spytała Luna spoglądając na mnie.
- Chyba to - pokazałem łapą jak drzewa upadają w oddali od ciężaru czegoś co szło w naszą stronę.
- To nie zapowiada się najlepiej - podsumowała wadera.
Szybko wzięliśmy łapy za pas. Biegliśmy przed siebie szukając jakiegoś miejsca do schowania się. Zobaczyłem po boku skałe, która była przechylona, pokazałem wzrokiem Lunie o co mi chodzi i udaliśmy się tam.
Nie trzeba było długo czekać a potwór znajdował się już kilka metrów przed nami, w całej okazałości mogliśmy go zobaczyć...
Nasze oddechy stały się płytkie a bicie serca ledwo słyszalne. Nie chcieliśmy żeby nas usłyszał. W zasadzie skąd to się tutaj wzięło?! - myślałem. Po minutach, które trwały wieki oddalił się na tyle ,że mogliśmy spokojnie odetchnąć i wyjść. Popatrzeliśmy na siebie z przerażeniem.
- A więc, chyba trzeba coś z tym zrobić - zacząłem.
CDN
<Luna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz