niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Soleil CD. Xerena



Pochyliłam się nad martwym dzikiem i wgryzłam w jego brzuch. Ciało ofiary było jeszcze ciepłe. Czułam to, gdy szarpałam skórę i tkankę pod nią, próbując dostać się do wnętrzności. Na pysk bryzgnęła mi krew, pozostawiając na nim szkarłatne plamki. Xeren przykucnął obok mnie i razem zaczęliśmy wyjadać co smaczniejsze kąski. Gdy najlepsze przysmaki się już skończyły, każde z nas urwało sobie po jednej nodze. Ze swoją częścią położyłam się nieopodal resztek ciała dzika i zabrałam się do jedzenia. Po kilku minutach obgryzioną z mięsa kość zakopałam w ziemi i odwróciłam się w stronę Xerena. Rdzawy basior również skończył jeść i teraz stał nad pozostałościami naszej zdobyczy, chyba zastanawiając się, co z nimi zrobić.
- Zakopiemy go czy schowamy pod jakiś krzaczek? - zapytał, potwierdzając moje przypuszczenia.
- Schować pod krzaczek byłoby szybciej... a i tak chyba już po niego nie wrócimy, prawda?
- Zgadza się.
- To może schowajmy w krzaki, a najwyżej jakiś lis czy coś sobie go doje - zaproponowałam. Mój towarzysz kiwnął głową na znak zgody i chwycił za kark dzika, aby przeciągnąć go w najbliższe zarośla. Nie czekając ani chwili, podbiegłam do niego i pomogłam mu ciągnąć, zachowując jednak pewną odległość.
Gdy resztki naszego posiłku były już schowane, wróciliśmy nad Błękitny Wodospad, aby umyć łapy i pyski. Kiedy i ta czynność została zakończona, przymknęłam oczy i zastanowiłam się, gdzie teraz moglibyśmy pójść. Planowałam zaliczyć Łąkę Piękna, ale jeden z ogrodów też znajdował się niedaleko... Po kilku chwilach namysłu zdecydowałam się.
- Za mną - powiedziałam i popędziłam przed siebie, prosto w cień lasu. Przemykając pomiędzy potężnymi drzewami, słyszałam za sobą kroki biegnącego moim śladem Xerena. Ptaki płoszyły się, kiedy przemierzaliśmy puszczę, ale drobna zwierzyna łowna, a nawet para jeleni, wyczuwając, że nie polujemy, nie uciekała przed nami w panice. Co jakiś czas, na sekundę czy dwie, przymykałam oczy, rozkoszując się pędem i uczuciem wolności. Szkoda, że ten bieg nie mógł trwać wiecznie...
Po kilku minutach zatrzymałam się przed starym kamiennym łukiem, porośniętym grubą warstwą mchu. Przeszedłszy przez niego, miałam doskonały widok na otaczające mnie barwne kwiaty i fantazyjnie przycięte rośliny. Nie zatrzymałam się jednak, aby je podziwiać, tylko ruszyłam w głąb ogrodu po wysypanej drobnymi kamyczkami ścieżce. Xeren szedł za mną, oglądając wszystko z zaciekawieniem. Po następnych kilkunastu minutach dotarliśmy do centrum tego miejsca - malutkiej łączki w kształcie koła, na której środku rosło obsypane różnobarwnymi kwiatami drzewo.
- Wow - wyrwało się mojemu towarzyszowi.
- Prawda, że piękne? Wedle starych ksiąg zasadził je tutaj jedne z pierwszych władców tych ziem, przedstawiciel wymarłej już wilczej rasy, zwanej "Guerriers de la Nature", wojownikami Natury. Wilki te panowały nad roślinnością, a sama ich obecność powodowała, że drzewa i kwiaty rosły lepiej i szybciej. Legenda głosi, że Absalom, ten władca, został pochowany właśnie w tym miejscu, głęboko pod drzewem, a jego duch opiekuje się tym ogrodem. Podobno czasami można go zobaczyć, jak w świetle księżyca przechadza się alejkami.
<Xeren?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Olivii cd. Szana

- Jasne - oddałam uśmiech i ruszyłam. Wilk wydawał się sympatyczny, a ja i tak nie miałam nic do roboty. Na początku chciałam mu pokazać kwi...